To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Fundacji Warta Goldena
Forum organizacji pomagającej psom rasy Golden Retriever w potrzebie.

PSY FUNDACJI - BARI - 189

Grażyna i Bari - 2013-10-05, 19:33

Witajcie , kochane cioteczki i wujkowie! Ciocię Amelkę zapewniamy, że mizianie się odbyło za Jej przykazem. Baruś natychmiast złapał fluidy, boć przecież wyczuł cioteczkę, której już wyznawał, a i Dianusia mruczała z zadowolenia :P . O jak było dobrze, o jak dobrze… A „Habsików” zapewniamy, że leczenie w naszym domu jest bardzo skuteczne :lol: Pan przygotowuje jesienią lekarstwa, przechowuje je potem w naszej piwniczce, gdzie powinny odpowiednio długo dojrzewać. Ale ponieważ tych „przeziębionych” jest dość sporo i wszyscy oni znają skuteczność tych „leków”, a ja nie należę do tych, którzy by te lekarstwa trzymali w ukryciu, przeto wszystkim „chorym” dawkuję je dość dokładnie, tak by dawka nie była zbyt mała, ale i nie za duża. Tak w sam raz, co by wystarczyło do następnej jesieni. Zapraszamy zatem przeziębionych i tych spragnionych… A teraz opowiem co wydarzyło się u nas wczoraj:
A więc wczoraj niespodziewanie odwiedzili nas znajomi ze swoim psem, a właściwie suką. I choć wszystkie psy są ładne (mniej lub więcej) i prawie wszystkie mądre (też mniej lub więcej) to ten pies, a właściwie suka jest brzydka do granic możliwości i głupia jeszcze dalej niż te granice. I nie jest to szpetota ani głupota wrodzona, bo taki stan wymagałby współczucia. Ta biedna (co by o niej nie powiedzieć) suka swoją szpetotę i głupotę zawdzięcza swoim opiekunom. Nie zdarza mi się nie lubić czworonoga, ale jej całym swoim jestestwem nie znoszę. Gruba, pokraczna, wredna do bólu. Utuczona do granic możliwości przez pana, który właściwie karmi ją cały dzień bez ustanku, oczywiście jakąś tam karmą psią wymieszaną z tym co zostanie po ludziach (wchodzą również kremówki, czekolady, lody i inne przysmaki). Edukacja pana na nic się zda, bo to facet z gatunku wszystko najlepiej wiedzących i uważający, że suka jest po prostu cały czas głodna, a dobry apetyt świadczy przecież o zdrowiu. Gościu jest po prostu nieuleczalnie chory i choroba ta przeniesiona na sukę spowodowała u niej nieodwracalne zmiany otłuszczając jej jednocześnie mózg. Gryzie wszystkich i wszystko, sika wszędzie, piszczy, szczeka, ujada, skowyczy… Wystarczy ??? I taką jej pan kocha, a ja nie cierpię całą sobą! Wstydzę się tego i mam duże wyrzuty sumienia z tego powodu, ale to uczucie niechęci jest silniejsze ode mnie :oops: . Ten przydługi wstęp był potrzebny, by opisać zachowanie naszego Barusia. Otóż Barutek, jako pies dobrze wychowany przyjąć chciał „gościówkę” z należną gościnnością i szacunkiem, jako, że z daleka wyczuł, że idzie „kobieta”. Merdał pięknie ogonkiem, robił ósemki w holu, ślicznie śpiewał swoim ciepłym barytonem… I czego doświadczył w zamian? Otóż ledwo ta mała wesz przekroczyła próg Barusiowego przecież domku, naparła całym swoim tłustym, głupim ciałem na niego i dawaj go gryźć !!! A Baruś co na to? Najpierw stanął jak wryty, spytał mnie wzrokiem co ma począć i albo nie wyczytał w moich oczach przyzwolenia, żeby natychmiastowo, bezlitośnie zagryźć drania, tak, żeby cała ludzkość odpoczęła, albo jego bezgraniczna dobroć, wdzięk, czar, umiar i elegancja dały górę nad moim wrednym w tym względzie charakterem i Baruś po prostu schował się za mnie !!! Jak ocenił mój mąż – Baruś po prostu ma jego charakter i z zawodu jest DŻENTELMENEM. Na nic zdało się uspokajanie suki. Jej celem stało się zjedzenie naszego Barusia :shock: Chłopak chował się przed nią w swoim własnym domku gdzie tylko się dało, ale ta bestia nie dawała za wygraną!!! Wszystko odbywało się przy absolutnej akceptacji naszych gości, więc byliśmy w rozterce, czy nadal hołdować stwierdzeniu, że każdy gość, choć …… swoje prawa ma, czy aby zaprosić gości w innym terminie , ale już bez swojego pupila. Iiiiiiii…. W sukurs przyszła nam kochana nasza sunieczka Dianusia. Póki co stała z boku, bo jak dotąd (przed erą Barusia) schodziła tej wredocie zawsze z drogi i chowała się przed nią(zawsze skutecznie i w sobie tylko znanych miejscach) nim jeszcze ta zołza przekroczyła próg naszego domu. Teraz Dianusia nie wytrzymała jej karczemnego zachowania, boć przecież atakowany był jej kochany Baruś !!! No nie !!! Tego już Diance było za wiele, żeby w jej domku, jej Barusia taka wredna larwa zagryźć miała ??? Nie, nigdy !!! Dianusia wzięła głęboki oddech, wyszczerzyła swoje zębiska i dawaj ją nimi okładać ze wszystkich stron.!!! Oniemieliśmy wszyscy, bo rzecz to w naszym domu wobec gości niebywała, ale przyznam się po cichu, ale szczerze, że patrzyłam na moją mądralkę z dużą satysfakcją! Moja ci ona, moja !!! Dobrze sunieczko, dobrze! Jak nikt tej wredoty nie uczy rezonu, to ty to zrób! Gość- ten co to wszystko wie najlepiej- stał wryty, przerażony, ale dziwnie jakoś nie ratował swojej pupilki. Stracił cały swój rezon. A ona tym bardziej !!! Walka trwała chwil kilka (choć wydawało mi się, że wieczność), wredna odeszła ze spuszczoną głową i przeleżała SPOKOJNE cały wieczór w holu pod drzwiami, a Baruś z Dianusią spokojnie leżeli na salonach :lol: . Nasz gość topił swój smutek w znacznych ilościach zawartości naszej piwniczki. I było już potem cały czas fajnie… Panu-gościowi humor wrócił, gdy wlał w siebie więcej niż zwykł (na co dzień jest człowiekiem mało spożywającym) i w tym dobrym nastroju był się oddalił do domu swojego. Powoziła żona… A na odchodnym usłyszeliśmy wyrzut (uszom swoim nie wierząc), że następny raz swoją szpetotę zostawią w domu !!! Wyrzut ten brzmiał nam jak piękna muzyka…I to uczyniła nasza kochana Dianusia w obronie naszego DŻENTELMENA. Chodzę dumna, że taką mamy mądrą sunię, a pan dumny, że takiego mamy grzecznego, kulturalnego psa. Cały pan !!! A ta przydługa nieco opowieść po to, by pochwalić pyszny wręcz charakter naszego pupila i siłę rodzącego się psiego uczucia :lol: :lol: :lol:

Warna - 2013-10-05, 19:50

CUDNE! :serce:
Monika, Boni i Jack - 2013-10-06, 10:31

Ja chyba jeszcze nie pisałam, jak GENIALNE są te opisy! Czytam z zapartym tchem, jak książkę, której rozdziały ukazują się on-line :)
Proszę wymiziać obrończynię Dianę i dżentelmena Barusia :serce:

Joanna_i_Wojtek - 2013-10-06, 10:43

Co za historia! A jakim językiem napisana! Czyta się jak dobrą powieść - zdecydowanie chcemy więcej! :-)
Korbulowa Familia - 2013-10-06, 11:25

Jak miło siedzieć przy kawce i czytać Wasze piękne opisy prozy życia codziennego! :) :)
Chcemy więcej!

Rufiakowa Amcia - 2013-10-06, 11:39

Mnie już brakuje słów zachwytu :D
Grażyna i Bari - 2013-10-06, 12:02

:oops:
Sylwia i Borys - 2013-10-07, 13:39

Ależ napięcie, toż to istny kryminał!!!
Rewelacja :-)

Ola i Habs - 2013-10-07, 22:26

I ja muszę pochwalić, że opisy Barusiowych przygód wciągają, jak książka. Uwielbiam je czytać i czekam na kolejne perypetie :)
Grażyna i Bari - 2013-10-13, 22:55

Mamy trochę zaległości w opowieściach” Barusiowych”, więc do dzieła.
Może najpierw te najświeższe, dzisiejsze, jako, że dziś Baruś zrobił milowy krok w siebie. Bo to nie tylko my odkrywamy go każdego dnia. To również Baruś odkrywa w swoim goldenim genotypie cechy, które jak dotąd smacznie sobie drzemały i właściwie same go zaskakują.
A więc jak zwykle, gdy tylko mamy czas na taki bardzo długi spacer, wybraliśmy się nad nasze stawy, gdzie kaczki, łabędzie, czaple, żaby …. droga na Ostrołękę, czyli przepiękne okoliczności przyrody. Już od pewnego czasu nosiłam się z zamiarem wypróbowania karności Barusia, a tym samym sprawdzenia siebie i efektów mojej z Barusiem pracy. Nadszedł czas na spuszczenie Barusia ze smyczy podczas spacerów!? Wybraliśmy miejsce, które ograniczało możliwości ucieczki Barusia, a więc szliśmy groblami, po bokach których były same stawy. Gdyby Baruś zechciał się oddalić musiałby wybrać podróż wodną, a to środowisko, jak wiemy, nie jest Barusiowi miłe. A więc stało się! Doszliśmy do miejsca, gdzie możliwości ewentualnej ucieczki równe były zero. Odpięliśmy smycz. Baruś, mimo, że był odpięty szedł dalej lewą stroną grobli, tuż przy mojej nodze. Nic się nie zmieniło. Diana również odpięta pognała przed siebie, a Baruś nadal pracował, szedł równym krokiem obok mnie. Dopiero, jak padła komenda „biegaj Bari” spojrzał na mnie pytająco, jakby niedowierzając, że dostał urlop „na okoliczność zajścia”. I kiedy jeszcze raz powtórzyłam „biegaj” pognał za Dianką z prędkością „ile fabryka dała”. Trzeba było widzieć radość w jego ślepkach! Nareszcie urlop!!! Cieszył się tak bardzo jak Japończyk, któremu powiedzieli po długim czasie zdyscyplinowanej pracy, że teraz ma wolne! Skakał, robił piruety, tarzał się w trawie… Cały czas kontrolował nas, czy to, aby my na pewno się nie zgubimy!!! Na każde zawołanie natychmiast meldował się przy nodze i znów przyjmował pozycję zdyscyplinowanego pracownika, który wie, gdzie jego miejsce. Dla nas BOMBA!!! Nadal jednak nawet nie spoglądał w stronę wody, mimo, że Dianka zachęcała go, żeby, choć w kałuży jęzor zmoczył. Nic z tego. Woda jest BE! I jeszcze, nie dość, że mokra, to taka brudna! Zgroza, panie, przerażenie i ohyda!!! Aż tu nagle, kiedy już kończył się właściwie spacer i kiedy Dianusia kolejny raz napoiła się, tym razem właśnie wodą z tej ohydnej, brudnej, mokrej kałuży, Baruś PO RAZ PIERWSZY zdecydował spróbować, jak to właściwie jest wejść do czegoś takiego brudnego, co tak bardzo korci zawsze Diankę! Trzeba było widzieć jego minę! Kałuża była taką kałużą mini, Baruś wszedł do niej na bocianich łapkach tak, jakby w ogóle nie chciał ich zamoczyć. Stanął jak wryty, zaskoczony swoim bohaterskim czynem, spojrzał na mnie jakby pytając „ i co mam dalej z tym począć”? A widząc nasze zaskoczenie i jednocześnie pełną aprobatę- ruchem prawie natychmiastowym, tak, by jego jestestwo się nie rozmyśliło, wziął i się po prostu w tej kałuży położył! Oniemieliśmy z wrażenia. Toż to chyba naprawdę jest golden, tylko taki jakby powoli budzący się z letargu! Widać, że jego samego bardzo zaskoczyło jego przebudzenie, bo nie bardzo wiedział, co dalej robić. Wyjść już, czy jeszcze trochę sobie poleżeć? Po chwili wyszedł, otrzepał się jak kura i jakby nigdy nic poszedł dalej. No i o co było tyle hałasu? Woda jak woda, kałuży nie widzieliście? Niestety była to jedyna kałużą na naszej drodze i nie mieliśmy okazji sprawdzić, czy Baruś wyczyn powtórzy. Ale jak na pierwszy dzień wolności, został dla nas bohaterem dnia. Cudny nasz, budzący się ze snu BARI GOLDEN!!!
A opowieść powinnam zacząć od tego, że dni temu kilka Baruś odkrył, że patyczkami, które tak skrzętnie gromadzi pan w specjalnym miejscu w ogrodzie z nadzieją, że kiedyś Baruś odkryje w nich superowe zabawki, że tymi właśnie patyczkami nagle nasz golden rozpoczął przecudne zabawy w sposób taki, jakby od lat to robił! Oczywiście zabawy odbywają się w towarzystwie Dianusi i między innymi polegają na tym, kto pierwszy dopadnie ten największy patol. Ostatnio w zabawie udział biorą również drewniane ogrodowe paliki ozdobne, które bardzo wymiarowo odpowiadają Barusiowi, ale pan, któremu, jak wiecie, ostatnio bardzo pogorszył się wzrok – nie zauważa jakoś, że palików gdzie niegdzie ubywa, bo przecież już czas na to, żeby po trochu je wymieniać. Stare już jakieś i takie jakieś zniszczone…
I tak oto na naszych oczach budzi się złoty książę….

Spróbuję powklejać trochę dzisiejszych zdjęć, ale pewnie to trochę potrwa, bo najpierw muszę powybierać te warte obejrzenia. A więc cierpliwości, ludkowie... :lol: :lol: :lol:

Joanna_i_Wojtek - 2013-10-13, 23:25

Pani Grażyno, Pani snuje złote opowieści, aż się chce od razu prosić o jeszcze! Podziwiamy wyczyny Barusia, cieszymy się szczęściemy i czekamy na zdjęcia i więcej opowieści! :-)
Grażyna i Bari - 2013-10-13, 23:45

Nie wiem gdzie tkwi przyczyna, ale już od pewnego czasu nie mogę wysyłać zdjęć. Robię to samo co zawsze, a i tak klapa... Spróbuję jutro znowu, dziś nie mam już cierpliwości. Przepraszam :oops: :oops: :oops:
Grażyna i Bari - 2013-10-14, 09:01

W takich pięknych okolicznościach przyrody Baruś wczoraj hasał


Niestety żadne z pozostałych zdjęć nie chce się załadować. Nie wiem dlaczego, tego już moje umiejętności nie ogarniają. Na razie wyczaiłam, że wszystkie one mają powyżej 5MG. Może dlatego? No, ale co z tym fantem teraz zrobić? A takie są ładne :cry:

Grażyna i Bari - 2013-10-14, 09:04

...znaczy się powyżej 5 MB...
Grażyna i Bari - 2013-10-14, 09:56

No i udało się!!! "Zcieśniłam",a doszłam do tego sama, samiusia (taka bystrzacha ze mnie :lol: ) i oto one:



a to już zasłużony odpoczynek tej królewskiej pary...



Pozdrawiamy serdecznie :lol: :lol: :lol:

Kamila i Oskar - 2013-10-14, 10:09

Gratulacje, a to ostatnie razem z Dianusią cudne :-D
i piekna złota jesien

goldenek2 - 2013-10-14, 11:10

Piękna książka z pięknymi ilustracjami. Gratulacje Grażynko :brawo:
Grażyna i Bari - 2013-10-14, 11:16

Bardzo dziękujemy! To Baruś pisze swoją bajkę. Mam nadzieję, że przed nim, a więc i przed nami dużo jeszcze ciekawych rozdziałów.
A więc cdn... :lol:

Ola i Habs - 2013-10-14, 19:05

Bari z Dianką wymiatają na wspólnym zdjęciu :)
Grażyna i Bari - 2013-10-20, 22:10

Mija weekend, a więc pora, by podzielić się nowymi opowieściami z życia Barusia.
Zacznę od urodzin mojego wnuczka. Nastała teraz taka nowa moda na to, że już małe dzieci obchodzą urodziny, czy imieniny w towarzystwie swoich przyjaciół. Może to i fajny zwyczaj, byle tylko wszystko odbywało się w granicach rozsądku i normalności. U nas odbywa się to w naszym ogrodzie (bo tu duża swoboda, a poza tym u babci zawsze przecież jest „superowo”. A więc zwyczajowo odbywa się męcz piłki nożnej, ognisko, zabawa w chowanego i różne tego typu igraszki. Rodzice dzieci mają spokój, za to dziadkowie solenizanta, jako ci, którzy odstępują chatę i ogród są nieco zajęci. A więc zwieziono nam 8 „zawodników” o międzynarodowej sławie. Był więc Lewandowski, Błaszczykowski, był Messi, Ronaldo, a nawet Rooney i byli też inni, których już nie spamiętam. Mówię Wam sama piłkarska elita. No i był Bari !!! Babcia zaopatrzona w gwizdek, trąbkę i szalik, którego zadaniem było fruwać jak najwyżej, a więc ta oto babcia, (czyli ja) grała za widownię. Dziadek był oczywiście sędzią. Wujek był niezależnym obserwatorem, a Baruś oczywiście miał być dziewiątym zawodnikiem. A więc zaczęło się! Był hymn „sto lat niech żyje nam”, był doping w rodzaju tort lodowy( oczywiście doping dopuszczony przez niezależnego obserwatora), były najprawdziwsze stroje, korki, bramki, piłka, było losowanie połówek boiska (znaczy się stadionu), no i oczywiście ustalanie składu drużyn. Problem zrodził się gdy przyszło przydzielić dziewiątego zawodnika do drużyny. Początkowo każdy chciał Barusia mieć u siebie. Stanęło na tym, że ten wielki zawodnik miał być wszędzie tam, gdzie w danej chwili będzie potrzebny. Niestety szybko okazało się, że rozmiar piłki zupełnie Barusiowi nie leży, że jakaś taka duża i twarda, że zawodnik ten często fauluje robiąc ślizgi pod nogi innych zawodników i jakby niezupełnie łapie kierunek, w którym ma poruszać się piłka. A więc w tej sytuacji zawodnicy ( ci, co to międzynarodowej klasy byli) zgłosili zdecydowany sprzeciw co do obecności tego znamienitego zawodnika na boisku i w ten oto sposób Baruś wylądował już nawet nie na ławce rezerwowych, ale wręcz oddalony został na widownię, czyli wylądował obok mnie. Zawiązałam zatem Barusiowi szalik, nakazałam publiczności” co by została na miejscu i rozpoczęliśmy kibicowanie wspólne. Ja przy pomocy gwizdka i trąbki, a Baruś wybrał sobie swoisty sposób wyrażania swojego zadowolenia lub sprzeciwu, a było to krótkie, pojedyncze cieplusie „hau”. I co by nie zrobili zawodnicy, czy strzelili gola, czy obronili, czy w straszny sposób wzajemnie się faulowali - za każdym razem kiedy odezwała się moja trąbka lub gwizdek sędziego Baruś włączał swoje krótkie, pojedyncze, cieplusie „hau”. Nieprawdopodobnie kulturalna i z wielkim wyczuciem okazywana sympatia lub dezaprobata dla poczynań zawodników… Wspominałam już kiedyś, że Baruś z zawodu dżentelmenem jest!
Po zakończonym meczu odbyło się posilenie się zawodników, była więc smaczna pizza i tu okazało się, że ci co to Barusia na boisku nie chcieli teraz wszyscy naraz chcieli mu dogodzić tym smacznym posiłkiem. Ale, że Baruś jest bardzo zdyscyplinowanym szanującym się zawodnikiem - uznał, że skoro nie grał to jedzenie takich smakołyków mu się nie należy i spożył sobie swoje chrupeczki rybne z ryżem.
A potem była zabawa w chowanego. I tu się dopiero zaczęło. Baruś zna swój ogród bardzo dokładnie. Wie, gdzie są najlepsze „schowki” myszek, wie którędy przechadza się kos, gdzie już teraz magazynujemy orzeszki dla wiewiórek, wie, gdzie pan składuje mu najlepsze do zabawy patyki i gdzie zaprzyjaźnione, wiejskie koty znajdują dobre papu. Jak by więc ktokolwiek mógł się gdziekolwiek w jego ogrodzie schować? Nie ma takiej możliwości. A więc zabawa z udziałem Barusia kończyła się zawsze jego wygraną. I tu dopiero zaczęło się przekupywanie zawodnika! Teraz każdy go chciał mieć jako swojego pomocnika !!! I to mu bardzo pasowało! Wskazywał miejsca kryjówek uczestników zabawy bezbłędnie, ku radości jednych i wściekłości innych. Uczestnicy zaczęli kłócić się między sobą, a Baruś już teraz przestał zupełnie łapać o co na tych urodzinach w końcu chodzi. Kto ma przegrać, a kto wygrać? Kto ma się ukryć, a kto ma kogo znaleźć? I ten młody, niedoświadczony zawodnik zupełnie nie poradził sobie z nadmiarem wrażeń tego szczególnego dnia. Najpierw upokorzenie na boisku, potem wielkie zainteresowanie przy poszukiwaniach ogrodowych!!! Presja była zbyt wielka ! W pewnym momencie Baruś zrobił w tył zwrot, demonstracyjnie udał się do domu i po chwili wrócił ze swoim ukochanym zielonym pluszakiem – ufoludkiem. Położył sobie go na trawie, wygodnie ułożył się obok niego przytuliwszy do niego swoją główkę i nie zważając od tej chwili na to, co się dalej wydarzy bardzo głęboko sobie zasnął. A w swoim głębokim śnie od nowa przeżywał swój pierwszy międzynarodowy mecz, swoje pierwsze poszukiwanie zaginionych i swoje pierwsze, tak wielkie zainteresowanie swoją „osobą”. Przyjęcie urodzinowe trwało nadal, płonęło urodzinowe ognisko, a naszego Barusia mało to już wszystko obchodziło. Baruś bardzo głęboko sobie spał i bardzo mocno sobie chrapał… I tak minęło mu pierwsze uczestnictwo w uroczystościach domowych jego nowej rodziny… Tak minął i jemu, i nam kolejny szczęśliwy dzień… Jak dobrze, że Bari jest z nami… :lol: :lol: :lol:

Rufiakowa Amcia - 2013-10-20, 22:28

I, jak zwykle, wyobraziłam sobie całą akcję ze szczegółami. Włącznie z zielonym ufoludkiem :)
Ola i Habs - 2013-10-20, 22:33

No,no, no, tyle wrażeń na jeden dzień, to ja się nie dziwię, że Bari się poddał i poszedł spać ;)
goldenek2 - 2013-10-20, 22:54

:brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo: :brawo:
Grażyna i Bari - 2013-10-22, 21:56

Taki smutny dzień. Odszedł Nikkuś. Odżyły przykre wspomnienia.Nasz kochany Baruś przyszedł do nas, bo odeszła Sabunia. To straszne uczucie! Z jednej strony tak bardzo za nią tęsknię, tak bardzo mi jej brak... Z drugiej myślę, jak puste byłoby nasze życie bez Bariego. Jakie straszne jest przeżywanie takich rozterek! Kiedy dowiedziałam się, że odszedł Nikkuś, wrócił cały ten straszny ból po odejściu Sabuni, całe te okrutne wyrzuty sumienia, że tak bardzo ją zawiodłam, że nie dotrzymałam słowa... Odprowadzając ją na salę operacyjną obiecałam jej, że napewno wróci do domu... Nie wróciła, a ja nawet się z nią nie pożegnałam... Codziennie o tym myślę i codziennie jest mi z tego powodu strasznie. I jednocześnie codziennie uwielbiam uczucie, że Baruś jest z nami... Ja godzić te uczucia? Jak żyć, panie premierze, jak żyć? I znowu odezwały się te złe "beboki"... Wybaczcie...Dobrze, że Baruś jest szczęśliwy, że teraz tak spokojnie śpi sobie obok mnie i że tak cudnie, mocno chrapie... A nasze życie toczy się dalej...
Korbulowa Familia - 2013-10-23, 08:54

Bardzo smutny wpis... :cry: Dzielna i wielka jesteś, że tak pięknie zagospodarowałaś miejsce w sercu obok bólu po odejściu Sabuni... Podziwiam, bo ja potrafiłam tak uczynić dopiero po 10-latach...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group