To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Fundacji Warta Goldena
Forum organizacji pomagającej psom rasy Golden Retriever w potrzebie.

PSY FUNDACYJNE W NOWYCH DOMACH - LARA ma już dom w Rumi - 120

Asterkowy Krzysztof - 2012-10-25, 12:27

My tak ale jest b.dużo organizacji pro zwierzęcych i niestety nie wszystkie ze sobą współpracują
monimax - 2012-10-25, 15:35

Barbara napisał/a:
No i niestety nawet wizyty poadopcyjne nie zawsze pomagają. W długi czerwcowy weekend byliśmy na Zjeździe fundacyjnym nad morzem i dwa razy na całe dnie odwiedziła nas Lara z poprzednią właścicielką. Lara nie była zaniedbana, wszystko było w porządku...Widziało ją około 30 osób związanych z fundacją. Nic nas nie zaniepokoiło.


Basiu, dziękuje za ten post. Jako jedna z tych, którzy widzieli Larę na zjeździe właśnie o tym samym pomyslalam czytajac wcześniejsze posty. Myslę, że cała ta historia dała nam wiele do myślenia :( . Mam nadzieję, że Lara odnalazła już na zawsze swoje miejsce zarówno w domu jak i w sercu u Pani Justyny.

Justyna i Lara - 2012-10-25, 23:31

Właśnie to mnie zastanawia co się stało że od zjazdu w czerwcu Lara tak się zmieniła,są to dwa miesiące,bo osoby które widziały Larę jak trafiła do nas to były w szoku,bo na zjeździe wyglądała super.No ale jeżeli pani Agnieszka z jednej stronu mówi,że karmi Larę Chapi bo jej nie stac z powodu utraty pracy a z drugiej mówi że była w czerwcu w Egipcie na wczasach to chyba coś kręci.Jest to przypadek jeden na milion że Lara tak źle trafiła i nikt nie mógł tego przewidziec ale zapewniam że ja nikomu Lary nie oddam.Nie wiem w jakim stanie Lara trafiła do właścicieli w Wejherowie ,bynajmniej u nas smycz to jest jej wróg i nie macie pojęcia jaka dla mnie była radośc tydzień temu jak Lara wracała do domu z podniesionym i merdającym ogodem ale bez smyczy,bo jak zapnie jej się smycz to pies się zmienia na strachliwego i ucieka do domu (widac na zdjęciach ,że na smyczy ma podkulony ogon),dla mnie była to oznaka że kocha i ufa nowym właścicielom bo naprawdę sporo czsu poświęciliśmy temu żyby nie uciekała do klatki otwierając łapkami drzwi, tylko została z nami na dworze,naprawdę wiele kilometrów zrobiła między nami a klatką schodową,żeby wkońcu nam zaufac i zostac z nami na dworze.
Justyna i Lara - 2012-10-25, 23:33

w sobotę wkleję film z Larą jakich to komend się nauczyła a wykonuje je bosko
Barbara - 2012-10-25, 23:40

Czekam z niecierpliwością :) Bardzo się cieszę :) A przy okazji - list jest już wysłany :)
Joanna - 2012-10-27, 14:28

O kurcze!Cos czulam ,ze nie wszystko jest ok.Nie oddaje sie psiaka tylko dlatego,ze zmienia sie miejsce zamieszkania.Chocby na koniec swiata.Pisaliscie Panstwo do mnie (jak bylam zbulwersowana zachowaniem p.z Wejherowa) ,ze moze i mnie moze spotkac taka tragedia losowa.Moze i moze mnie spotkac,ale w moim domu psy zawsze maja wode i nie smierdza moczem mimo iz maja dlugie wlosy.No i gdybym wyjezdzala,to psy jechalyby ze mna,a jezeli nie moglyby jechac,to ja bym nie zostawila je w zadnym wypadku.I tak w kolko.Macie dziwny sposob rozumowania.Czasami wydaje mi sie,ze FUNDACJA ma mase kompleksow i stad atakowanie ludzi,ktorzy maja serce dla zwierzat i widza troche inaczej jak FUNDACJA.Najwspanialsza sprawa w tym wszystkim jest to,ze nowa Pancia i Pancio Larci maja dla niej serce,czas i cierpliwosc.Ona(Lara)zaplaci im wilkim oddaniem,smiejaca sie mordka i machajacym ogonkiem.Nawet jezeli okaze sie,ze Larcia sprawia problemy,to nie zostanie oddana,tylko ciezka praca Ci ludzie beda ukladali ta psinke.Teraz czuje tak i prawdopodobnie sie nie myle.Warto dziekowac takim ludziom za to o czym wiele innych nawet nie pomysli.Pozdrawiam serdecznie wszystkich,ktorym nie byl i nie jest obcy los Lary.Miziaki dla kochanej sunieczki. :pies:
Barbara - 2012-10-28, 10:59

Pani Joanno nie wiem czym Pani się kieruje pisząc taki post jak powyżej ale pragnę zwrócić uwagę, że wcześniej pisałam i potwierdzały to również inne osoby, że miesiąc przed oddaniem fundacji Lary kilkadziesiąt osób widziało Larę na własne oczy w ciągu dwóch dni zjazdu i nic złego nie zauważyło. I nie były to tylko osoby z fundacji lecz również osoby, które adoptowały od nas psy lub po prostu chciały uczestniczyć w tym spotkaniu.
Pragnę również zwrócić uwagę na fakt, że nikt Pani nie atakował tylko próbowaliśmy zapobiec Pani atakowi na poprzednią właścicielkę. Nie jesteśmy tutaj od odceniania - niech Pani pomyśli, jeśli tutaj będziemy atakować osoby, które chciałyby zwrócić psa do fundacji to takie osoby nie skontaktują się z fundacją tylko oddadzą w trudnej sytuacji życiowej psa z powrotem do schroniska. Tego by Pani chciała?
Moim zdaniem najważniejsze jest dobro psa a w takiej sytuacji dobrze, że trafił z powrotem do nas, prawda? Ma teraz wspaniały dom :)
No i fundacja, to nie pojedynczy człowiek - nie ma kompleksów. Nie atakuje nikogo, mamy statut i swoje zasady i według prawa i naszych sumień postępujemy tak aby pomagać psom.
Właśnie po to jesteśmy.
Barbara Waligóra Piętak

Joanna - 2012-10-28, 16:35

Konczac temat napisze tylko,ze nie ma tego zlego,co by na dobre nie wyszlo.W zwiazku z tym...Lara musiala przejsc dddlllllllllllllllluuuuuuuuuuuuuuuuugggggggggggaaaaaaaaaaaaaaaa droge,aby osiagnac cel.Nie rozumiecie Panstwo ,ze to nie przez wscibstwo,tylko zwykla zyczliwosc i troske wolalam dmuchac na zimne.Nie ja jedna martwilam sie o Lare.Byla i jest bliska wielu ludziom.Warto wiec pisac o tym co sie czuje i reagowac.Wiele rzeczy inaczej by wygladalo,gdybysmy nie byli zapatrzeni w swoja racje.No,ale nie mi wychowywac dorosle osoby.Warto czasami zrobic rachunek sumienia.Z wyrazami szacunku dla calej Fundacji i wielkie uklony dla opiekunow Larci :pies: ps. Zamiary i pragnienia nie starczą do osiągnięcia celu, potrzebne jest skuteczne działanie’; fraza, relig.; przysł. wykorzystane w wypowiedzeniu; Mówi się, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami, ale dobrymi wysiłkami wybrukowane jest niebo. – J. Twardowski.
aniach - 2012-10-28, 21:11

Witam wszystkich zainteresowanych losem Lary...
Po raz pierwszy zdecydowałam się zabrać głos w jej sprawie - mimo, że od dłuższego czasu śledzę jej wątek...
Nie chcę dolewać oliwy do ognia - jestem szczęśliwa, że Lara znalazła u Was Justyno DOM a nie kolejny dach nad głową i życzę Wam wszystkiego dobrego!
Swoją wypowiedzią chcę uświadomić ludziom z zarządu, że nie zawsze procedury, które stosujecie są słuszne... mimo oczywistych chęci, by takowymi były.
Winna jestem Wam przedstawienie siebie. Dla tych, którzy śledzą wątek Lary z uwagą pewnie wystarczy jak napiszę: jestem Ania, żona Tomka, mieszkam w Krakowie, jestem znajomą Marceliny z Jasła, i przez kilka dni byłam wraz z mężem częścią zawirowanej historii Lary.
Opowiem Wam naszą historię - mimo że już kilkakrotnie padły nasze imiona podczas wymiany zdań... nawet kilka razy przedstawiona nas niefajnie, ale mniejsza z tym. Do tej pory nie chciałam się wypowiadać na forum, teraz myślę że jest na to dobry czas. Jak widać poprzednia adopcja Lary okazała się totalną porażką - czy można było tego unikąć - pewnie tak.
Posłuchajcie naszej historii i oceńcie sami.
Myślę, że ważne jest podkreślenie (mimo, iż Marcela robiła to juz nie raz) że nie jesteśmy w jakiejś bliskiej relacji - raczej zwykłej koleżeńskiej, spotykamy się zupełnie okazjonalnie. Po co to piszę - aby zbić postawiony nam kiedyś zarzut, że mogliśmy zainteresować się adopcją Lary wcześniej, bo przecież byla ona u Marceliny dość długo.
Otóż nie, nie wiedzieliśmy o tym, że Lara jest u Marceli i że szuka domu. Marcela tez nie wiedziała, że my zastanawialiśmy się nad przyjęciem jakiegoś czworonoga.
Kiedyś podczas mojej telefonicznej rozmowy z przyjacielem (totalnie, pozytywnie zakręconym koniarzem, psiarzem, kociarzem itp który sam dal schronienie kilku psom i nie tylko) zadałam pytanie czy nie slyszał by jakiś psiak szukał nowego domu. Od razu powiedział skontaktuj sie z Marcelą.
Tak zrobiłam - okazało sie, ze tak - jest Lara. Nie widząc psa postanowiliśmy z Tomkiem pomóc. I zaczęło sie, telefon niemalże za telefonem - i sinusoida typu - sprawa Lary zamknięta - jest rodzina, nie - Lara ciągle do adpocji, Lara juz zaadoptowana, Lara jednak ciągle szuka domu.... Poważnie - średnio co kilka godzin nowa informacja - skrajnie różna od poprzedniej. W końcu ostateczna decyzja - Lara jednak ma już dom. No i pojawił się problem - jak psiaka przewieźć na drugi kraniec Polski???
Akurat byłam w Jaśle wiec zgodziłam się na to by przewieźć ją do Krakowa - by łatwiej było zorganiozować dalszy transport. Umowa była jasna - tego samego dnia jak ja zabiorę Larę do Krakowa ktos koniecznie musi ją odebrać. Nie dlatego że nie chciałam jej zatrzymać - raczej by zaoszczędzić jej kolejnego zawodu... Juz znałam po trochu jej historię, ciagle zmieniane miejsca, domy, ludzie... nie chciałam jej tego fundować po raz kolejny.
Faktycznie, Pani Hania zdeklarowała się osobiście po nią przyjechać. Potem okazało się, że coś jej wypadlo i nie da rady - trudno pies musi zostać u nas do czasu aż znajdzie się ktoś kto będzie mógł po Larę przyjechać. Od razu zaproponowalam by przedyskutowano w zarządzie kwestie adopcji Lary bo my chcemy by u nas została. Odpowiedź brzmiała tak: decyzja już podjęta, nie ma odwołania, a skoro tak bardzo chcecie psa to mamy tyyyyyle fundacyjnych psów które szukają domu - możecie sobie wybrać innego...
Nie chodziło o jakiegoś psa - chodziło o Larę, chodziło o to by nie fundować jej już kolejnych stresów!!!!. Odpowiedź była jednoznaczna, nie znosząca sprzeciwu (mimo, że w tym samym czasie gdzieś na północy Polski był psiak do adopcji - i o ile logistycznie byłoby łatwiej zaproponować tamtego pani z Wejherowa!!! Jednak nie - Lara MUSI trafić do Wejherowa, nieważne jak, nieważne ile stresu będzie to ją kosztowała - decyzja jest decyzją podjęta to znaczy nieodwołalna (mimo, że dzień wcześniej, jak opisywałam była totalna huśtawka decyzyjna co do Lary - nie wiem z czego wynikająca - fakt jest faktem - była).
Tłumaczyłam, że jest to mało logiczne, prosiłam o wzięcie pod uwagę psa i nas...nie dało się.
Minal dzień, drugi, trzeci... Lara była z nami. Radosna, wpatrzona w nas, ufająca... W końcu trzeciego czy czwartego dnia telefon - jadą do was ludzie po Larę. Mój mąż wyszedl z domu, bo wiedział, że tego nie zniesie....
Ludzie przyjechali (przepraszam - nie pamiętam ich imion), Lara się przywitała po czym poszła na swoje posłanie. Była niespokojna - wiem, że przeczuwała co będzie - a może czuła moje emocje??? Jak zaczęłam pakować jej przeczy była bardzo zaniepokojona, wbiła się dosłownie w kąt pod schodami. Przestała reagować na przywoływanie. Wiadome było,że po dobroci nie wyjdzie...
Trzeba było wyprowadzić ja podstępem :( . Ludzie, którzy po nią przyjechali wyszli, ja pozwoliłam jej poleżeć jeszcze jakieś 10 minut a potem przywołałam ją i pokazałam smycz - ucieszyła się że idziemy na spacer!. (JUSTYNA - jak była u nas to nie reagowała strachem na smycz! owszem chodziła przy nodze bez smyczy ale nie miała też najmniejszego problemu być na smyczy!)
No i ją wyprowadziłam... ze łzami w oczach.
W międzyczasie wiem Haniu, że był do Ciebie telefon - ludzie, którzy po Larę przyjechali mówili Ci jak pies oponuje i nie chce wyjść z domu, że oni sami proszą o zmianę decyzji i zostawienie Lary tu gdzie jest jej dobrze - ich też nie posłuchałaś....)
Pamiętam też jak rozmawiałam po wszystkim z tobą Haniu i prosiłam, że jak coś się nie powiedzie, jak Lara będzie kiedyś znów szukała domu byś dala nam znać - przyjmiemy ją... i co?
O tym, że Lara szukała nowego domu dowiedziałam się już po fakcie - jak już była u Justyny. I to tylko dlatego, że z ciekawości weszłam na forum by podpatrzeć co tam u Lary nowego....
I teraz mam pytanie - dlaczego nawet nikt nie pomyślał o tym by dać nam znać? Czy naprawdę liczy się dobro psa? Czy po prostu było Wam wstyd przyznać że coś nie poszło tak jak powinno???

Tak jak pisałam na początku - cieszę się, że po tej długiej drodze Lara trafiła do tak kochających i zatroskanych o nią Ludzi - dziękuję Ci Justyno w imieniu swoim i mojego męża, za to , że podjęliście tę decyzję.
A Ty Haniu, wraz z zarządem - nie traktujcie mojego posta jako oskarżenia, negacji calej dobrej fundacyjnej idei... proszę tylko - zastanówcie się czasem nad tym czy naprawdę psom nie można zaoszczędzić tego stresu i wożenia ich z jednego końca Polski na drugi i przystanków w kilkunastu dt - jak to było w przypadku Lary???

Pozdrawiam wszystkich
Ania

Barbara - 2012-10-28, 22:00

Zastanawiam się, dlaczego zwraca się Pani , Pani Aniu i wzywa ciąglę Zarząd Fundacji do odpowiedzi... No cóż pewnie ma Pani jakiś powód. Zarząd tej fundacji tworzą obecnie Warna Strzelecka i ja czyli Barbara Waligóra Piętak. Wydaje mi się, że z nami Pani nigdy nie rozmawiała i nikt z nas nie przekazał Pani jakichkolwiek naszych decyzji. To nie znaczy, że nie wspieramy decyzji poszczególnych działów ale w kwestii formalnej- decyzja o adopcji zależy od 3 osób: przedstawiciela działu adopcji, DT i osób przeprowadzających wizyty w domach stałych. W przypadku braku zgodności odpowiada za decyzję całe GO nadal nie Zarząd . Trochę do czego innego służy Zarząd.
Nadal nie uważam aby sytuacja była tak jednoznaczna jak Pani przedstawia ale w powyższych postach jednoznacznie fundacja ma obawy, że jednak ta adopcja nie była dobra. Ale to okazało się tak naprawdę niedawno i dopiero po relacji Justyny. Ale czyta Pani wybiórczo: napisałam nie raz już tylko kilka razy, że wiele osób widziało miesiąc wcześniej Larę - niż Pani Justyna - i Lara była zadbanym, normalnym goldenem. Nikt na zjeździe o nią się nie niepokoił! Fundacja niczego nie ukrywa.
Jeśli chodzi o poinformowanie Pani o ewentualnej zmianie domu przez Larę...Przykro mi - nigdzie nie mam takiej informacji a obecnie Hania nie może prowadzić wcześniejszych spraw i bardzo mało jest na forum, tutaj jest wątek, który tą sytuację tłumaczy:
http://wartagoldena.org.p...opic.php?t=2396

Wydaje mi się, że to i tak byłoby w drugą stronę obciążające Larę, prawda? Bez sensu aby jechała przez całą Polskę? Przecież na miejscu też ma fajny dom.
Przykro mi jeszcze, że uznaliście, że Wy innego psiaka adoptować nie chcecie ale inni powinni się zadowolić psem, który był w pobliżu. Przecież jak widać nie tylko o logistykę tutaj chodzi.
Ciągle staramy się doskonalić nasze procedury ale przypuszczam, że w podobnej sytuacji decyzja mogłaby być podobna. Staramy się nie zmieniać decyzji o adopcji po jej podjęciu i poinformowaniu wszystkich zainteresowanych stron.

Warna - 2012-10-28, 22:27

Dodam jeszcze kilka słów od siebie:
Jak by się Pani czuła, gdyby została Pani poinformowana, że jakiś pies, o którego adopcję Pani się starała, jednak nie przyjedzie do Pani, a zostanie u osób, u których przebywa od kilku dni mając w ich domu przystanek w drodze do Pani domu?

Jesteśmy wszyscy w fundacji właścicielami psów - kochamy je bardzo i dbamy o nie. Wszystkie psy, które przyjmujemy pod skrzydła naszej fundacji są również otaczane przez nas opieką i sercem - stąd często tak trudno jest nam się z nimi rozstać, gdy mają pojechać do nowego domu. Pocieszające jest to, że Goldeny generalnie kochają wszystkich ludzi i w zawiązku z tym łatwo przystosowują się do nowych warunków, szczególnie, jeśli one są lepsze.

A na koniec powiem tak: gdybyśmy wiedzieli, że się przewrócimy, to w ogóle byśmy nie wstawali z łóżka. Gdybyśmy wiedzieli, jak zakończy się adopcja Lary w Wejherowie, to nie pojechałaby tam. Ale ... wiedzieliśmy wtedy tyle samo o Państwu, co o Pani Agnieszce. Jej już ogłosiliśmy naszą decyzję, a wtedy pojawiliście się Państwo. Dotrzymaliśmy słowa - taki był nasz wybór. Gdybyśmy zachowali się inaczej w sytuacji przedstawionej na samym wstępie, to wtedy p. Agnieszka pisałaby na forum posty z pretensjami i żalem. Nie było wtedy dobrego wyjścia. Proszę zrozumieć.

aniach - 2012-10-28, 22:31

Tak jak pisałam - nie chce wywolywac kolejnej burzy - chcialam tylko przedstawic nasz kawalek historii. NIe znam procedur Waszej fundacji, hasło "decyzja zarządu" padła kilkakrotnie z ust Hani - nie wczytywalam sie w Wasze regulaminy i procedury postepowania.
Łapie mnie Pani za slowa - co nie uważam za uczciwa "grę".
To, co chce podkreslić to Pani slowa o tym, ze ciągle doskonalicie swoje procedury i dzialanie fundacji - mysle, ze bdzie to mozliwe tylko wowczas jesli bedziecie brac pod uwage i pochwaly i krytykę. A jak widac, nawet w obliczu takiej sytuacji jaka ma miejsce obecnie ws Lary nie jestescie w stanie przyjac ani jednego zdania, które pokazywaloby, że cos jest nie tak jak powinno.
Ja ze swojej strony postapilam tak jak chcialam - opisalam naszą sytuację, podkreślalam, ze nie kwestionuje calej dobrej idei i działań fundacji - dlatego prosze tak mnie nie traktowac.
Z mojej strony to wszystko - nie chce dalej sie udzielac w dyskusji.
Od czasu do czasu pozwole sobie (jak dotychczas) wejśc na watek by podpatrzec jak poczyna sobie Lara i jej nowa Rodzina :) .
Z pozdrowieniami i wyrazami naleznego szacunku
Ania

Justyna i Lara - 2012-10-28, 22:38

Wiem że po tym co Lara przeszła wszystkich ściska serce,ale gdyby była cały czas u poprzednich właścicieli i byłoby jej fajnie niebyło by tego tematu a nikt nawet fundacja nie mogła tego przewidziec że pani Agnieszka tak postąpi,ja sama płakałam przez wiele dni z niemocy ,bo nie wiedziałam jak jej pomóc,nie miałam nigdy do czynienia z psem o którym nie wiedziałam co mu się stało że tak a nie inaczej się zachowuje.Rozmowa z panią Ewą mi pomogła,że mam jej dac czas i spokój,potem rozmowa z bechawiorystką i romowa z panią ,która przygarneła szczeniak z pola ,który dopiero po roku dał się pogłaskac więc stwierdziłam ,że muszę dac jej poprostu czas bo napewno nikomu jej nie oddam bo mam pewnośc ,że u mnie na pewno nie zazna krzywdy.Może trochę za bardzo ją rozpuszczam ale wydeje mi się ,że na to zasługuje.Lara jak się wyśpi to kładzie mi się nad głową ,wsadza nos do ucha i mruczy aż się obudzę i wstanę i wyjdę z pasami na dwór,a są to wczesne godziny poranne albo tak jak dzisiaj wróciliśmy z działki ,wykąpaliśmy psy,ja z Larą połozyłam się na kanapę gdzie ja ledwo się mieściłam i przez 1,5 godziny głaskałam Larę bo tak jej było dobrze a ona sobie chrapała i to głośno.
Wiem ,że obiecałam filmik z Larą ale mąż dopiero jutro postara się wkleic bo ja niestety nie potrafię

Barbara - 2012-10-28, 22:41

Niestety ja odnoszę podobne wrażenie...Co bym nie napisała i tak będzie źle. Piszę odpowiedź na Pani słowa - na nic innego nie mam możliwości. Wyjaśniam jeśli widzę, że należy. Przykro mi, że źle Pani to odbiera.
Justyna i Lara - 2012-10-29, 23:51

oto filmik co Lara potrafi

http://www.youtube.com/wa...ayer_detailpage

Gabiś i Fifi - 2012-10-30, 07:58

Zatkało kakao - czyli mnie :shock: Coś pięknego!
Rufiakowa Amcia - 2012-10-30, 08:26

Padłam i kwiczę! :rotfl: Jakie synchrony!
Warna - 2012-10-30, 08:56

Justyna! Jesteś mistrzynią. Jestem pod ogromnym wrażeniem i już chętnie bym Ci dała moje psy pod opiekę. Po prostu chapeau bas! :padam:
Korbulowa Familia - 2012-10-30, 09:08

:serce: Mega się wzruszyłam... :padam: :padam: :padam:
Asterkowy Krzysztof - 2012-10-30, 09:40

Łoł pełen szacunek Pani Justyno :-D :-D
M!S!A - 2012-10-30, 10:23

Pięknie :) a najważniejsze że ogon cały czas lata
Joanna - 2012-10-31, 22:25

:rotfl: Nic dodac,nic ujac :rotfl: Wspaniala praca i za to medal dla Przewodnika!Lara szczesliwa,bo tylko szczesliwy pies tak merda ogonem.To nie wszystko na co stac Lare.Tego jestem pewna.Pozdrawiam :super:
goldenek2 - 2012-11-01, 18:10

Jestem pod dużym wrażeniem.... Wielki szacunek.
Aksza - 2012-11-18, 17:32

Pani Justyno no to się doczekałam oceny . Proszę mi wierzyć że gdybym była na miejscu to już spotkałybyśmy się w sądzie , nie sądziłam że jest Pani tak kłamliwą istotą . Napisała Pani post tak gdyby Lara była u Pani za karę . Kobieto nigdy nie miała żadnego Yorka !!!!! co Ty pleciesz , co to znaczy że Lara była wygłodzona , Ewa świadkiem że doprowadziłam psa do dobrej kondycji . Lara jest psem szczupłym i nigdy nie będzie masywna !!!! Opowiada Pani w swoim poście same bzdury i aż przykro to czytać . Może dlatego że jest Pani pokrzywdzona przez los bo nie ma Pani dzieci i dlatego jest w Pani tyle trucizny .
Choć miło popatrzeć na zdjęcia bo cieszy że Larcia jest szczęśliwa za to dziękuję i za nic więcej . Co do płyty została wysłana lecz wróciła na mój adres - bo nie miał kto jej z poczty odebrać .
Co do Marceliny - wypowiedziałam się wcześnie , masz kobieto nie równo pod sufitem !!!! tyle o de mnie . Lary nie mogłam zabrać bo nie przeżyła by tak dalekiej podróży .
w sumie to żal że się zalogowałam było mi tego nie robić ..... szkoda słów .....

Justyna i Lara - 2012-11-18, 17:36

przykro mi ale nie wierzę już pani w ani jedno słowo


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group