Forum Fundacji Warta Goldena Forum organizacji pomagającej psom rasy Golden Retriever w potrzebie.
PSY FUNDACJI - RINO - 90
BosmAnka - 2012-01-01, 09:20 Nie ma idealnych psów. Każdy ma jakieś swoje przywary.
Załatwianie się w domu jest sporadyczne (raz na 2-3 dni) i wydaje mi się, że wynika głównie z mojej nieumiejętności odczytania jego sygnałów na czas. Kilka razy udało mi się złapać i skarcić Rino na gorącym uczynku, co ułatwiło naukę. Moim zdaniem on już wie, że załatwiać się należy na dworze.
Co do kastracji to słyszałam różne teorie na ten temat, zależy na czyjej opinii chcecie się opierać. Jak będę z nim u dr Raczko to zapytam. Tak czy inaczej, uważam, że można się już powoli przymierzać do szukania maluchowi odpowiedniej rodziny, którą ta mała iskierka uszczęśliwi. Rufiakowa Amcia - 2012-01-04, 00:49 Jestem w lekkim, pomimo pory, kiedy normalnie już bym spała, czytam z zapartym tchem wątek Rino. Miałam w pracy bardzo zabiegany okres przed- i międzyświąteczny, stąd też czasem z opóźnieniem zaglądam w różne wątki, najczęściej czytam "z ukrycia", ale tu "leżę i kwiczę". To małe ladaco z przesłodziuchną mordką, jakie zobaczyłam na początku tej historii, wprawiło mnie w osłupienie, że pies może być aż tak zdziczały. I z każdą chwilą wpadałam w coraz większy szoczek, jak się ta iskierka pięknie uczy i nabiera "ludzkich" cech.
Pani Aniu, szacun i podziw, zarówno dla Pani, jak i Rino, ale też dla współnauczyciela Bosmana!
Pozdrawiamy z Rufiakowej norki (ach, muszę popracować nad przywołaniem, a wątek Pani i Rino będzie dla mnie "podręcznikiem")
AmeliaBosmAnka - 2012-01-04, 11:15 Przepraszam, że ostatnio mało wiadomości o Rino, ale muszę opanować zaległości, które mi się nazbierały przez okres intensywnej nauki. Może po południu uda mi się coś napisać. Na razie jestem zestresowana, bo na jutro umówiłam się na wizytę do dr Raczko, co oznacza, że dziś musimy oswoić samochód. Mało casu, kruca bomba. Warna - 2012-01-04, 11:22 Aniu, czekamy an Charakterystykę Rino i przenosimy go do Gotowych do adopcji. BosmAnka - 2012-01-04, 14:19 To jest właśnie jedna z tych zaległości.M!S!A - 2012-01-04, 21:26 Rino jest gotowy aby zamieszkać w nowej rodzinie BosmAnka - 2012-01-05, 16:26 Wklejam posta, którego napisałam wczoraj, ale nie udało mi się wcześniej wrzucić, bo na forum dzieją się tajemnicze rzeczy. Musiałam zmienić przeglądarkę na nielubianego przeze mnie IE, bo Firefox całkiem odmówił współpracy, a IE tylko przy każdym kliknięciu wyświetla mi różne dziwne komunikaty Dobrze, że mam zwyczaj pisać w Wordzie, a nie bezpośrednio na forum.
Widzę, że awansowaliśmy jeden szczebelek do góry.
Amelia, tu wszyscy tak pracują z psami. Ja mam może teraz trochę więcej czasu i lubię pisać. I proszę mi nie paniować.
Bardzo go dobrze nazwałaś – małe ladaco ma przeuroczą psią osobowość i coraz częściej zachowuje się radośnie i beztrosko. A kiedy patroszy pluszaka to jest z niego taki mały psotnik, tak doskonale się przy tym bawi roztrzepując strzępy pluszakowego nadzienia na wszystkie strony, że nie mam sumienia sprzątać, żeby mu nie przerywać.
Kiedy go drapię pod pyszczkiem, liże mnie po ręku. Cudnie jest widzieć jak coraz częściej merda ogonem kiedy do niego mówię. Potrafi merdać czubkiem ogona w siadzie, a jest to coś, co mnie rozkłada na łopatki. Bosman robi ze mną co chce, kiedy tak merda.
Miałam dziś bardzo mało czasu na oswojenie Rino z samochodem, więc zaraz po długim, popołudniowym spacerze przystąpiliśmy do treningu. Młody jak zwykle robił szybkie postępy i - jak to się często zdarza – w pewnym momencie się zablokował. Wsadziłam Bosmana do samochodu i karmiłam go (to najsilniejsza motywacja dla malucha), a dla Rino przed samochodem, na progu i na siedzeniu rozrzuciłam smakołyki (dziś szef kuchni polecał żółty serek). Po jakichś 20 minutach udało się doprowadzić do tego, że Rino z przednimi łapami w samochodzie wyjadał smakołyki z tylnej kanapy. I na tym niestety skończyła się jego dzisiejsza chęć współpracy. W normalnej sytuacji po jakimś czasie powtórzyłabym ćwiczenie z kiełbasą, a gdyby to nie zadziałało – z jakimś jeszcze lepszym smakołykiem, np. surowym mięsem, ewentualnie odłożyłabym ćwiczenie do następnego dnia lub szukałabym innych metod zwabienia małego do auta. Ale tym razem nie miałam takiego komfortu czasowego, jutro umówiona wizyta u dr Raczko. Następny termin ma dopiero we wtorek i nie chciałam tej wizyty dalej odkładać.
Ponieważ Rino nabrał już do mnie trochę zaufania, zdecydowałam się na bardziej radykalne podejście. Podniosłam go i włożyłam do samochodu. Nie lubi tego bardzo. Sytuacje, w których fizycznie jest ograniczana jego swoboda, są dla niego najbardziej stresujące. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo dzięki temu uczy się, że w takich sytuacjach nic złego się nie dzieje i pomimo chwilowego ograniczenia swobody nikt mu krzywdy nie robi, a dyskomfort szybko mija. W samochodzie Rino początkowo był zestresowany i chciał uciekać, ale później zjadł kilka smakołyków i pozwolił zamknąć drzwi. Podczas krótkiej, 10-minutowej przejażdżki był zestresowany, ale spokojny. Trochę siedział, trochę leżał, trochę wyglądał przez okno. Nie piszczał, nie ziajał, ale nie chciał też smakołyków. Po kilku godzinach powtórzyliśmy ćwiczenie. Tym razem Rino był spokojniejszy, zaglądał mi czasem przez ramię, a kiełbaska spotkała się z większą aprobatą niż serek.
Po tym ćwiczeniu zdecydowałam się zabrać jutro na wizytę Bosmana, żeby Rino podczas jazdy czuł się bardziej komfortowo. Wprawdzie Bosman nie lubi jazdy autem, denerwuje się i zieje, ale mimo wszystko jego obecność i tak działa uspokajająco na Rino. Początkowo planowałam zostawić Bosmana w samochodzie na czas wizyty. Szarpanie się u weta z dwoma psami o przeciwstawnych postawach – jeden się boi i próbuje uciec, a drugi dostaje radosnej głupawki do każdego człowieka – grozi rozerwaniem na pół lub obwiązaniem smyczami jak baleron. Ale dziś po południu przespacerowaliśmy się znów do naszego miejscowego weta po odbiór faktury i po tej wizycie zmieniłam zdanie. W gabinecie była wetka i 3 inne dziewczyny z personelu, więc Bosman oszalał z radości i biegał od jednej do drugiej, witając się. Rino, widząc tę eksplozję radości, zapomniał o swoich straszkach i też zaczął się kręcić między ludźmi. Merdał ogonem, obwąchiwał, pozwalał obcym osobom dotykać kufy, a nawet podrapać się po zadku, brał kiełbasę z ich rąk. Mądre dziewczyny na jego widok od razu przykucnęły, co go też ośmieliło. No i właśnie dlatego postanowiłam się narazić jutro na ryzyko, że zostanę baleronem...
Tak więc po ostatnim leniwym i domowym 1,5 tygodnia Rino miał dziś dzień pełen wrażeń. Od razu widać po nim różnicę. Dużo dziś spał w dzień, a kiedy nie spał, był dużo spokojniejszy niż przez ostatnie kilka dni. Wyraźnie widać, że to młody pies, który potrzebuje dużo aktywności. Niekoniecznie wyłącznie fizycznej – Rino chodzi na lince, więc nawet na długich spacerach nie może się wystarczająco wybiegać. Ale dziś dużo pracował łebkiem i nosem, a to jest dla psa jeszcze bardziej męczące niż zwykły wysiłek fizyczny (co nie znaczy, że może go całkowicie zastąpić).
Na zdjęcia już mi niestety czasu zabrakło, postaram się to nadrobić w najbliższych dniach. W międzyczasie wrzucam nagranie fragmentu tego szaleństwa, które mnie wita co rano po obudzeniu. Podkreślam, że jest to tylko fragment, bo cały rytuał trwa kilkakrotnie dłużej. Wiem, że widać niewyraźnie, ale on tak szaleje, że nie da się tego wyraźnie nagrać. Chodzi mi bardziej o próbkę tego entuzjazmu.
Po tygodniu od zmiany karmy na 1st Choice Sensitive Skin & Coat (bez kurczaka i najbardziej uczulających zbóż) Rino wyraźnie mniej się drapie. Wczoraj został też po raz drugi odrobaczony.Asia i Bella - 2012-01-05, 18:31 Aniu, ogromne wyrazy uznania, w ciągu niecałych 3 tygodni Rino z zupełnego dzikusa zmienił się w pięknego goldasa gotowego do życia wśród ludzi. Oby szybko znalazł stały dom.
Pozdrawiam.BosmAnka - 2012-01-05, 21:30 O wizycie u dr Raczko postaram się w miarę krótko, bo padam na nos po dzisiejszym dniu. Jazdę samochodem Rino zniósł psychicznie dość dobrze, choć trochę ziajał i w obie strony wymiotował. W poczekalni na początku biegał dokoła pobudzony, ale potem przyszedł do mnie i, drapany pod pyszczkiem i za uchem, uspokoił się i usiadł. Dr Raczko ma bardzo dobre podejście do psów i Rino szybko ją zaakceptował. Do badań trzeba go było przytrzymać i był trochę zestresowany, ale generalnie nie było źle.
Merytorycznie dr Raczko wzbudziła moje duże zaufanie, badanie było dokładne, a konkluzje i zalecenia częściowo pokrywały się z poprzednim wetem, a częściowo różniły. Ale po kolei:
1. Skóra nie wygląda na świerzb, ale zdecydowanie jest stan zapalny skóry. Dr skłania się ku złym warunkom jako przyczynie, być może połączonym z pewną nadwrażliwością pokarmową. Przeciwko alergii przemawia ładna i zdrowa skóra pomiędzy opuszkami łapek (tu różnica z opinią poprzedniego weta). Zalecenia: Przez 2 tygodnie antybiotyk Keflex. Zastosować Advocate, zwłaszcza, że pies był mocno zarobaczony, a ten preparat podobno zwalcza pasożyty wewnętrzne skuteczniej niż preparaty doustne. Za miesiąc powtórzyć. Kąpiele co drugi dzień, na zmianę w szamponach: Alervet i K-Hex.
2. Uszy – tu była zupełnie inna diagnoza, bo dr wygarnęła z nich dużą ilość drożdżaków, które wyglądały na mocno zadomowione, więc diagnoza poprzedniego weta, że uszy były czyste wygląda dziwnie. Uszy trzeba przygotować do leczenia poprzez ich oczyszczenie. Codziennie ciekła parafina i czyszczenie.
3. Kastracja – dr sugeruje, żeby nie robić jej przed ukończeniem przez psa roku. Czyli najwcześniej za miesiąc. Z tym, że wcześniej trzeba wyleczyć skórę. Z drugiej strony – po obejrzeniu zębów dr stwierdziła, że Rino ma kamień jak co najmniej 2-letni pies i nawet jeśli ma wrodzone skłonności do odkładania kamienia, to mało prawdopodobne, żeby miał tylko 11 miesięcy.
4. Ew. doszczepienie wirusówek (Rino ma w książeczce tylko jedno szczepienie) – po wyleczeniu skóry.
5. Chip – Warna, mea culpa, zapomniałam w tym całym rozgardiaszu. Ale na kolejną wizytę mamy się zgłosić za tydzień, wtedy zapytam.
6. Sierść, zdaniem dr, wygląda dziwnie, dlatego (i również z powodu problemów skórnych) zrobione zostały też badania tarczycy.
7. Wyniki badań poniżej:
BosmAnka - 2012-01-06, 22:26 No, mówię Wam, jakie dziś piekło przeżyłem. Normalnie psi horror! A było tak:
Leżałem sobie spokojnie i grzecznie obok Bosmana.
Kiedy TA WREDNA BABA, której pozwalam ze mną mieszkać, wyłącznie dlatego, że poluje i przynosi do domu jedzenie, za pomocą kiełbasy zwabiła mnie podstępnie do łazienki, wpakowała do wanny i... nie zgadniecie... tak, tak – W Y K Ą P A Ł A !!! Mówiła, że w jakimś specjalnym szamponie, po którym będę się mniej drapał, ale czy ludziom można wierzyć? Dla mnie śmierdział tak samo paskudnie jak każdy inny z tych specyfików, które trzyma w łazience i codziennie się nimi naciera. Ja się niczym nie nacieram a jestem piękny i pachnący.
Gdy tylko udało mi się JEJ wyrwać, uciekłem do swojej klatki, żeby nie wpadło JEJ do głowy zrobić mi to jeszcze raz.
A tak przy okazji – jak Wam się podoba jej wystrój? Muszę się pochwalić, że to moje autorskie dzieło. Myślę, że powinienem zostać projektantem wnętrz. Byłbym w tym dobry. Prawda, że poszarpane tekturki po jajkach i wyprute pluszaki nadają klatce indywidualnego charakteru i domowego ciepła? Chciałem JEJ zrobić przyjemność i podobnie udekorowałem resztę pokoju i korytarz, ale ONA kompletnie nie ma gustu...
Po tym straszliwym wydarzeniu na „k” (nie chcę nawet wymieniać tego słowa, bo od razu dostaję dreszczy ), próbowała przekupić mnie jabłkiem. Ha, nie ze mną te numery! Ale jabłko ewentualnie mogę zjeść. W końcu darowanemu jabłku nie zagląda się w ogryzek. Czy jakoś tak.
Do tego wszystkiego niedokładnie mnie wykąpała i musiałem po NIEJ poprawiać.
I jeszcze nakapała mi do uszu jakiegoś świństwa. Mówiła, że to para-coś tam. Para czy nie para, co to w ogóle za pomysł, żeby porządnemu psu wlewać coś do ucha?! Czy ja jestem jakaś ryba albo inne wodne zwierzę?
Ech, pieskie życie.
No dobra, mam wielkie serce i nie jestem pamiętliwy, wybaczyłem JEJ. Życie jest za krótkie, żeby się gniewać.
Chociaż za tyle cierpień przydałoby się coś więcej niż ćwiartka jabłka. Nie masz tam jakiejś kiełbaski?
Życzę Wam, żeby nigdy nie spotkały Was takie potworności, jak mnie dziś. Śpijcie dobrze, dobranoc.
Aga_TRuficzkowa - 2012-01-06, 22:36 Ania powalasz mnie na kolana swoimi opowieściami, ups.... przepraszam na przecież to nie Ania ,pewnie z jej ust ta historia miałaby zupełnie inna treść Wiki Megulowa - 2012-01-07, 09:40 Ale się usmiałam.... Rino - Ty to masz jedynie gust... Aniu - Jka ty mogłaś? Biedaczek malutki Marta Marcin - 2012-01-07, 11:57 Dobrze,że napisał.Teraz przynajmniej wiemy jakie okropności się tam dzieją BosmAnka - 2012-01-07, 12:28 Dla kogoś z zewnątrz może to zabrzmieć dziwnie, ale myślę, że psiarze doskonale mnie zrozumieją. Ja szukam zawsze z psem jakiegoś głębszego kontaktu, rodzaju porozumienia, obustronnej chęci komunikacji. To jest coś, czego nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć i opisać, ale kiedy powstaje, to jest to absolutnie fantastyczne uczucie. Z Bosmanem to mam, taki rodzaj wzajemnego zgrania się, czasem mam wręcz wrażenie, że on czyta mi w myślach. Ta więź nie funkcjonuje non stop. Są chwile, kiedy coś ją zaburza – mój zły nastrój, zły nastrój psa, inne zwierzę czy człowiek, jakieś inne czynniki rozpraszające z otoczenia zewnętrznego. Ale zawsze wraca i wtedy wraca równowaga i porozumienie.
Dlaczego o tym piszę? Bo powoli zaczynam czuć, że buduje się takie porozumienie z Rino. To jest wspaniały, otwarty pies i codziennie jestem nim bardziej zachwycona. Gdybym nie miała Bosmana, to chciałabym adoptować Rino. W Larze wyczuwałam brak równowagi wewnętrznej i to utrudniało mi zbudowanie z nią porozumienia (co nie znaczy, że nie może zbudować takiego porozumienia z innym człowiekiem, a może po prostu potrzebuje na to więcej czasu). Rino, według tego jak go czytam, jest super zrównoważonym psem. Tak jak dr Raczko po zębach oceniła go na znacznie więcej niż 11 miesięcy, ja oceniam jego psychikę na znacznie bardziej dojrzałą niż buzującego hormonami 11-miesięcznego psiego nastolatka.
No dobrze, dosyć tych filozoficznych wynurzeń. Z takich praktycznych newsów: Wczoraj i dziś odpracowaliśmy wizyty w naszej lokalnej lecznicy, bo Bosman miał robione okresowe badania. Rino czuje się tam już jak u siebie w domu, a paniom wetkom i techniczkom pozwala się głaskać, drapać i miziać. Podczas pobierania Bosmanowi krwi, usiadł bliziutko przy techniczce i ciekawie zaglądał i wąchał co tam się dzieje. Natomiast znacznie spadł mu nastrój, kiedy Bosmana zabrali na cystopunkcję. Postaram się więc od dziś co najmniej jeden spacer dziennie robić z psami oddzielnie. Rino powoli musi się zacząć uczyć funkcjonować samodzielnie.
W ten sposób zaczniemy też więcej pracować nad lękiem separacyjnym. Rino stosunkowo często zostaje w domu sam z Bosmanem i z tym nie ma większych problemów. W większości przypadków przesypia ten czas, ale czasem zdarza mu się coś pogryźć. Na szczęście wybiera rzeczy mało uciążliwe: podkłady, folię, która wciąż jeszcze na wszelki wypadek chroni podłogę, swoje pluszaki czy szmatki. Stosunkowo łatwo jest przekierować jego uwagę na coś nieszkodliwego, np. zostawić mu przed samym wyjściem karton, tekturki po jajkach albo nowego pluszaka do rozprucia. Niestety Kongi czy gryzaki większe niż żwacze lub suszone kurze łapki nie wchodzą w grę ze względu na chorobę Bosmana. Usuwam też z pokoju przed wyjściem leżące na wierzchu poduszki, koce i ubrania, bo Rino ma skłonności do miękkich zabawek i szmatek. Wszystkie drobiazgi już wcześniej usuwane były z zasięgu psiego pyska, bo Bosman też czasem z nudów lubi sobie przekąsić pudełko chusteczek, zapomniany długopis, czy ściągniętą z łazienki myjkę. Wydaje mi się, że Rino rozrabia, kiedy jest zbyt mało wybiegany, a moja nieobecność trochę dłuższa.
To truizm, ale warto przypomnieć, że zmęczony golden to szczęśliwy golden. Po Rino bardzo wyraźnie widać różnicę: kiedy nie jest wystarczająco zmęczony, jest niespokojny, nie może spać, biega nerwowo po domu, przybiega do mnie w oczekiwaniu, że się nim zajmę. Zmęczony jest nieporównanie spokojniejszy, dużo śpi, a gdy nie śpi, jest spokojny i nie roznosi go energia. Samo fizyczne wybieganie nie jest dla niego wystarczające, musi trochę popracować nosem i łebkiem. Nosem dużo pracuje na spacerach, zwłaszcza w nowych miejscach i bardzo fajnie męczy go poznawanie nowych sytuacji.
Wracając po tej dygresji do tematu lęku separacyjnego. Rino rzadko zostawał w domu zupełnie sam, na krótko i było to na samym początku jego pobytu u mnie. Bardzo wtedy piszczał. Teraz, przy okazji oddzielnych spacerów, spróbuję z nim trochę nad tym popracować. Ja z lękiem separacyjnym mam doświadczenia złe albo bardzo złe i chyba nie znam psa, u którego by się w taki czy inny sposób nie ujawnił. U Bosmana walczyłam z nim przez prawie 5 lat i jedynym naprawdę skutecznym środkiem była kennel klatka. Dopiero na starość mu przeszło.
Może dziś uda mi się zabrać na spacer aparat, to jutro wrzucę jakieś zdjęcia, choć entourage nie zapowiada się zbyt imponująco ani dziś ani jutro.BosmAnka - 2012-01-08, 15:04 Wyobraźcie sobie, że wczoraj znów dałem się podejść. Siedzieliśmy sobie we trójkę na podłodze i robiliśmy różne przyjemne rzeczy: mizialiśmy, drapaliśmy, podjadaliśmy różne dobre rzeczy, czesaliśmy się. Lubię czesanie, jest przyjemne. I nagle, bez uprzedzenia, ONA znów nakapała mi tego paskudztwa do uszu! FUJ! Całe szczęście, że nie przyszło JEJ do głowy, żeby mnie znowu, no wiecie, to słowo na „k”.
Nie gniewałem się na NIĄ długo, bo wychodzi ze mną ostatnio na długie spacery, które bardzo lubię. Wolę takie z Bosmanem, bo z kumplem jest fajniej, a sam troszkę się boję.
ONA zabiera ze sobą na spacery pyszną kiełbaskę i żółty serek. Wolę kiełbaskę, ale serek też jest w porzo. A najbardziej cool jest wtedy, kiedy dostaję nie jeden tylko kilka kawałeczków, a czasem nawet – całą garść!!!
Tylko nie mogę wykombinować, co właściwie mam zrobić, żeby dostać za jednym razem dużo kiełbaski. Więc na wszelki wypadek staram się przybiegać na każde wołanie i bez wołania często też, a ONA się wtedy cieszy, że nam się „przywołanie” poprawia. Jeśli „przywołanie” oznacza pełny brzuszek, to rzeczywiście mi się poprawia. Tylko nie wiem co JEJ się poprawia, bo nie widziałem, żeby coś jadła. Pewnie po kryjomu podjada moją kiełbaskę, kiedy nie patrzę.
Dziś spacerowaliśmy w nowych miejscach. Najpierw poszliśmy do lasu, ale tam było dużo ogromnych psów, takich chyba z sześć tysięcy milionów razy większych ode mnie i nawet od Bosmana.
Ja się ich trochę bałem, więc zawróciliśmy i poszliśmy w drugą stronę, daleeeko, na taką fajową łąkę.
Po drodze czytaliśmy wiadomości od kolegów i uprzejmie zostawialiśmy odpowiedzi. To przecież podstawa psiego savoir-vivre.
Znaleźliśmy pułapkę na hohonie. Nie wiem czy wiecie, że Kubuś Puchatek to podstawowa lektura każdego szczeniaka.
Bosman udawał psa Baskerville’ów. Tylko zapomniał, że powinien jeszcze świecić. Ale w dzień pewnie i tak nie byłoby widać.
Trochę chodziliśmy po takim innym niedużym lesie i wtedy ONA bardzo się denerwowała, że chodzi jak cyrkówka. Nie wiem co to jest cyrkówka, ale śmiesznie wyglądała, kiedy biegała za mną między drzewami, okręcała się i przeskakiwała co chwilę przez linkę, którą wokół niej plątałem.
Bosman ciągle przynosił i obgryzał patole, więc ja też spróbowałem. Można pogryźć, czemu nie, ale żeby się tym od razu tak podniecać? Wolę pilnować saszetki z kiełbasą.
Poza tym, nie mogę się zajmować gryzieniem patoli, bo ktoś musi nasłuchiwać najnowszych ploteczek, które wyszczekują okoliczni koledzy.
Do następnego razu.
Wiki Megulowa - 2012-01-08, 16:53 No Aniu i Rino swietna robota Takie opowieścci(przynajmniej mi ) się lepiej czyta, a przy okazji dowaujemy sie wielu rzeczy o Rinie Super! zdjęcia jakie fajne BosmAnka - 2012-01-08, 17:02 Problem tylko w tym, że mały skubaniec nie zawsze daje się zagonić do komputera. A jak już się da, to wypisuje na mnie jakieś paszkwile, a nie zawsze mam czas na cenzurę. Wiki Megulowa - 2012-01-08, 17:41
BosmAnka napisał/a:
Problem tylko w tym, że mały skubaniec nie zawsze daje się zagonić do komputera. A jak już się da, to wypisuje na mnie jakieś paszkwile, a nie zawsze mam czas na cenzurę.
Hahhahahahhahahahhahahaha kasik - 2012-01-08, 22:06 kurcze gdybym tylko miala wiecej miejsca to juz bym Ci go Aniu zabrala na zaaaaaaaawsze.... ale niestety, jeszcze musze troche poczekac:(
cudowni jestescie! moze Ty go zostaw, skoro juz milosc rozkwita miedzy wami? MagdaN - 2012-01-09, 19:59 Cześć- psiunia zasługuje na naprawdę sielskie życie - po tym co przeszła. Mam nadzieje, że będzie mogła mieszkać z nami i naszą 8 letnią sunią, która bardzo kocha inne zwierzaki i będzie zachwycona towarzystwem nowego członka rodziny. Jeśli do nas trafi to miłości będzie miała pod dostatkiem. cierpliwości i serca do zwierząt mamy tyle, że wystarczyłoby dla wielu skrzywdzonych psich serduszek.tamcia - 2012-01-09, 20:41 Witam Was Rino i Chica.Dzisiaj wysłałam ankietę adopcyjną.Swoje serce oddajemy wszystkim goldenom ale przyjąć narazie możemy jednego z was.W naszym domu mieszka jeszcze nasza kochana 8 letnia sunia -SABINKA.Sabinka jest rottweilerką.Chodząca łagodność.Kocha inne psiaki i koty.Napewno się polubicie.Dużo was nauczy bo jest mądra.Mieszkamy pod Warszawą.Mamy swój dom i duży teren na działce,a za ogrodzeniem rozciąga się las. 400 m dalej mamy rzekę gdzi nasza Sabinka lubi się kąpać.Czekamy na decyzję,która pozwoli nam przyjąć jednego z was.Trzymajcie kciuki. BosmAnka - 2012-01-09, 21:54 ONA powiedziała, że wolicie, kiedy ja sam wszystko opisuję i że w takim razie mam sobie pisać, a ONA idzie myć ręce. Nie wiem co ma wspólnego mycie rąk z pisaniem. Może JEJ się brudzą od pisania? Mnie się łapki brudzą tylko od biegania po błocie, ale wcale mi to w niczym nie przeszkadza, w pisaniu też nie.
Muszę Wam powiedzieć, że jest na świecie sprawiedliwość. Bo tak sobie ostatnio myślałem, dlaczego to akurat mnie spotykają różne takie okropności. No wiecie, to para-coś tam wlewane do uszu, te straszne rzeczy na „k”, wizyty u weta, jazda samochodem, której bardzo nie lubię, bo jest mi od niej niedobrze, a do tego jeszcze samotne spacery bez Bosmana. No i się szczęście odwróciło, bo ostatnio to Bosman ciągle chodzi do weta i robią mu tam różne dziwne rzeczy, a ja się tylko przyglądam. Nie myślcie sobie, że jestem taki okropny. Ja bardzo lubię Bosmana, ale wkurzało mnie, kiedy sobie spokojnie stał, kiedy mnie – no wiecie, to słowo na „k” – zamiast mnie ratować. Już nie mówię, żeby gryzł, ale mógł chociaż trochę na NIĄ powarczeć, zamiast się głupio cieszyć i merdać ogonem. To teraz ja go też wcale nie ratowałem, ani troszeczkę. Oko za oko, ząb za ząb, a co!
Dziś znowu byliśmy z Bosmanem u weta, tym razem jeszcze jakiegoś innego. Zaczynam sobie myśleć, że ludzie składają się z samych wetów. Zdaje się, że na jednego goldena przypada ich co najmniej trzech. A w każdym razie tylko do tylu potrafię liczyć. Pojechaliśmy tam samochodem, do którego jak zwykle nie chciałem wsiąść. Bo po co jechać samochodem, skoro dużo przyjemniej jest pójść spacerem, no powiedzcie sami. Ale czy ktoś tu się w ogóle liczy z moim zdaniem?
Na miejscu było takie zamieszanie, jakiego jeszcze chyba nigdy nie przeżyłem. Było ciasno i ciągle ktoś chodził w tę i z powrotem, prawie jak ja, kiedy jestem zdenerwowany: ludzie, psy, jeszcze więcej ludzi, ludzie z jakimiś workami, ludzie z papierami, i wszyscy robili bardzo dużo hałasu. Na początku bardzo się bałem, ale wszyscy byli bardzo mili i chcieli mnie głaskać. Odkąd zamieszkałem z NIĄ, ciągle ktoś chce mnie głaskać. W sumie to jest nawet przyjemne. Wiem już, że wyciągnięta ręka raczej nie oznacza niczego złego i zwykle pozwalam się głaskać nawet obcym ludziom.
Całe szczęście, że nie podłączali mnie do takich dziwnych maszyn, tak jak Bosmana, bo wyglądały bardzo strasznie. Bosman jakimś cudem przeżył te wszystkie zabiegi, może dzięki temu, że co chwilę dawali mu jakieś chrupki. Ja też grzecznie poprosiłem i usiadłem, tak jak ONA mi zawsze każe, ale nie wiedzieć czemu, ONA nie pozwoliła mnie karmić. Powiedziała, że wymiotuję w samochodzie i nie wolno. A ja byłem taki głodny. To chyba podpada pod jakiś paragraf? Muszę sprawdzić. A na koniec kiedy wszyscy sobie wreszcie poszli, ONA rozmawiała jeszcze długo z panią wetką i wtedy z tego wszystkiego zachciało mi się spać i zdrzemnąłem się trochę pod stołem.
I taki to dziś miałem dzień. Wieczorem, jak zwykle zapaprała mi jeszcze uszy tym para-świństwem. Zaczynam się już do tego przyzwyczajać. Chociaż tym razem uszy JEJ nie wystarczyły i nakapała mi jeszcze czegoś na grzbiet. Powiedziała, że to się nazywa Adwokat. Dziwne, a ja myślałem, że adwokat to mi doradzi czy można JĄ gdzieś zaskarżyć za to dzisiejsze głodzenie mnie u weta. A tak w ogóle, to jeśli ONA sobie myśli, że w ten sposób mnie wykąpie, mocząc codziennie inny kawałek mnie, to jest w grubym błędzie. Kąpieli mówimy stanowcze NIE! BosmAnka - 2012-01-09, 22:12 Witajcie,
Cieszę się, że zwróciliście uwagę na Rino. To przeuroczy, subtelny i mądry psiak, który bardzo potrzebuje swojego człowieka.
Kasiu, bardzo żałuję, ale nie ma takiej możliwości, żeby Rino został u mnie na stałe. Rino uszczęśliwi jakąś inną rodzinę, chociaż jest tak wyjątkowy, że zostanie w moim sercu dłużej niż jakikolwiek inny pies.tamcia - 2012-01-09, 22:22 Bardzo, bardzo chcę mu pomóc by mógł znależć już swe miejsc na ziemi i nie musiał wędrować.Poprzednie wpisy to moje i córki.Pozdrawiam - tamciatamcia - 2012-01-09, 22:42 Tych właścicieli,którzy tak traktują swoje psiny powinno się ukarac w identyczny sposób.
Odebrać psa z klatki a na jego miejsce wsadzić tego zwyrodnialca i potrzymać bez jedzenia aż schudnie,a swoje potrzeby załatwia pod siebie.I żeby wtedy zawsze prześladowała go ta jedna myśl - myśl o nieszczęściu ,które zgotował tym biedakom.
Zawsze twierdzę,że najgorszą bestią jest człowiek.
Pozdrawiam i życzę wszystkim aby ich seca zawsze były pełne miłości dla istot zdanych na człowieka - tamcia