Dawno nic nie pisalam, a dzisiaj zdarzyla sie nam bardzo nieprzyjemna sytuacja... Standardowo wyszlysmy z Nika na spacer, wracajac i juz bedac na naszej ulicy, zauwazylam 3 psy - malamut, podpalany kundel i mieszanka na oko bokser/amstaff, pies sasiadow. Malamut to przybleda przygarnieta przez sasiada niecale 2 tygodnie temu, pies od 2 dni wyprowadza się sam - jak widac wspolne spacery juz zbrzydly... Kundla widzialam moze 3 raz w zyciu, pare dni temu chcialam go wziac do domu na 'przechowanie', bo noc zapowiadala sie zimna, niestety, nie dal mi podejsc blizej niz 20 metrow. Boksero-amstaff jest zazwyczaj kompletnie niegrozny, wrecz ucieka od tryskajacej entuzjazmem i zachecajacej do zabawy Niki...
Nika oczywiscie od razu podbiegla do grupki, chcac sie przywitac... przez pierwsze pare sekund wszystko gralo, a potem, jak to bywa w psim swiecie, nagle cos nie podpasowalo malamutowi.. rzucil sie na Nike, wywrocil ja na grzbiet, pies sasiadow 'pomogl', kundel nawet nie wiem gdzie stal, za szybko sie to wszystko dzialo, ale nie przypominam sobie jego udzialu... Pomijajac drobne spiecia na szkoleniach, pierwszy raz w zyciu mialam taka sytuacje... Nika piszczala przerazliwie, jakby naprwade ogromna krzywda się jej dziala Udalo mi się zlapac malamuta za kark i chyba odsunelam jednym psem drugiego - nie jestem w stanie nawet powiedziec, cala sytuacja trwala moze 5-10 sekund... Stanelam miedzy Niką a psami, rozlozylam rece na boki, tak jak szkoleniowiec pokazywala mi ponad rok temu... psy na szczescie zareagowaly ksiazkowo, tzn zrezygnowaly z ponownego podejscia...
Nikomu nie zycze takich sytuacji, Nika tak okropnie piszczala, nawet juz po tym calym ataku, jak malamut stal pare metrow od niej... Na szczescie, skonczylo sie jedynie na dwoch plytkich rankach na brzuchu, ale calosc wygladala tak groznie ze balam sie tego, co moge na nim zobaczyc... Nika to najbardziej pocieszny pies na swiecie, taka sierotka - nigdy by zadnego psa nie skrzywdzila, jest wobec nich niesamowicie ufna, kazdego zaczepia i zacheca do zabawy na kazdy mozliwy sposob, a jak zdarzy się jakies spiecie, zupelnie nie umie się bronic
Poza tym dzisiejszym koszmarem, wszystko jest w najlepszym porzadku. Wrzucam kilka zdjęc, ostatnimi czasy niestety mam masę nauki, jednak z taka pomoca wszystko idzie lepiej
Ożesz... nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak się musiałaś czuć widząc to wszystko Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło, ale nie zazdroszczę takiego towarzycha w otoczeniu.
Natomiast co do nauki, to Nika powinna dostać tytuł lek. med., bo kolejny raz widzę, jak pilnie pomaga Ci w nauce i jestem pewna, że sporo tej wiedzy już wchłonęła (stara prawda: śpiąc z głową na notatkach wiedzę wchłania się najskuteczniej )
_________________ “The happiest people don’t have the best of everything, they just make the best of everything they have.”
Amcia, widok naprawde KOSZMARNY, mimo ze trwalo to zaledwie kilka sekund... Swiezo po calym zajsciu, jak juz odstawilam Nikę do domu, sasiada nie bylo w domu, choc moze to i lepiej dla niego.. na pewno przy najblizszej okazji poinformuję go o sprawie, jak jeszcze raz zobacze tego psa biegajacego samopas to pierwsze co zrobie to telefon do strazy miejskiej.
Ostatnimi czasy sporo nigdy niewidzianych przeze mnie psow przewija się przez te okolice. Nie wiem z czego to wynika, byc moze sezon na cieczki się zaczal... Natomiast owszem, Nika staje się coraz bardziej uczonym psem - zaciecie do nauki ma aktualnie wieksze ode mnie kiedy to lezac na lozku, traca lapa notatki jakby chciala mnie upomniec ze znowu powinnam sie uczyc, a tego nie robie...
kiedy piesa jest tak brudna ze mozna ją poglaskac tylko po czubku nosa...
zdjecia z ostatniego spaceru. kapalam Nikę z 1,5h - muło-piasek baaardzo ciezko wyplukac z psiego futra
oj zdecydowanie prawde mowiac piesa wracajaca w takim stanie z bezsmyczowego spaceru blisko stawów to ani dla mnie, ani dla nikogo z domownikow nie jest zaskoczenie. bywa mniej lub bardziej ublocona, ale jednak idac na spacer w tamta okolice nawet nie łudzę się juz ze byc moze kapiel bedzie niepotrzebna
Nikowa waga od jakiegos 2.5roku stoi w miejscu Zgadzam się ze z 3kg moglaby zrzucic, ale tutaj praktycznie nic mi się nie udaje zmienić, niezaleznie od moich staran, spacerow, rodzaju karmy, braku dokarmiania... Nie wiem co poza tym mogloby pomoc Futro to inna, tez pogrubiajaca zreszta, sprawa :p Nika ma futro jak niedzwiedz, zwlaszcza teraz, zima..
Kilka dni przed swietami musialam ograniczyc spacery, po jednym z nich Nika zaczęła kulec, dostalysmy od weta jakis ziolowy syrop, syrop + mniej ruchu i kontuzja jakby zanikla... od tamtego czasu wczorajszy spacer byl pierwszym dluzszym i bezsmyczowym, niestety kulawizna wrocila, a bylo juz ok... Takze czeka nas kolejna wizyta u weta.
Moniko, zeby zalezalo to tylko ode mnie to mialabym w domu i 2 tymczasy, o czym kilkakrotnie juz rozmawialam... niestety, nie mieszkam sama i nie jest to moja decyzja..
zdjecie sprzed chwili, bez powiewajacego w kazda strone futra, 'troche' korzystniejsze...
tuz po kąpieli i zmyciu ciekawego aromatu jakiejs starannie wyszukanej padliny... mina mowi sama przez sie - 'wypusc, juz sie w niczym smierdzacym nie wytarzam, obiecuje, a tutaj jest mi taaak bardzo zle'
a ostatnio przy okazji spacerow, lapiemy razem pokemony
Dawno nic nie pisalam, a dzisiejsze wiadomosci srednio dobre - w Wigilię b. czesto prosila o wyjscie na dwor, 2x nasikala na podloge, co nie zdarzylo jej sie absolutnie nigdy, pomijajac jakas jedna wpadke w pierwszym tygodniu odkad ze mna zamieszkala - zwalilam to poczatkowo na nadmiar emocji, za drugim razem zauwazylam w tej plamie odrobine krwi.. Pierwszy dzien swiat spedzilysmy u dyzurnego weterynarza, badanie ogolne moczu (lekko podwyzszone pH + oczywiscie liczne erytrocyty), dostalysmy zastrzyk z antybiotykiem i tabletki z wyciagiem z zurawiny. 2 dni pozniej, juz u naszego weta, dostalysmy pelna kuracje antybiotykowa, ktora pomogla na ~2 tygodnie. Po 2 tygodniach ta sama historia, krwiomocz + czeste wyjscia, w posiewie S. aureus, dostalysmy antybiotyk z innej grupy, znowu spokoj na jakis czas... Do wczoraj, tym razem wybralysmy sie na USG i zostala zdiagnozowana kamica pecherza moczowego. Na szczescie nie jest to jeden duzy kamien, tylko kilka/nascie? malych, wiec bedziemy probowac rozbijac farmakologicznie. Powtarzamy w piatek badanie moczu celem ustalenia jakie to sa kamienie, i dopiero wtedy bedzie wdrozone jakies konkretne leczenie, poki co Furagin + lek rozkurczajacy. Slyszac opinie pana od USG i jednoznaczne 'no to bedzie trzeba operowac' az zrobilo mi sie slabo... Na szczescie opinia mojej wetki jest inna i bedizemy poki co probowac leczyc nieinwazyjnie..
Nika czuje sie dobrze, jak zawsze jest wesola, ruchliwa i radosna, poza tym mam wrazenie, ze wstydzi się ogolonego do USG brzucha i niechetnie go pokazuje, obecnie chodzi w prowizorycznym kubraczku, bo gdy zostawilam ja sama na ok. godzine, zdazyla poranic sobie gola skore pazurami... Kubraczek poczatkowo tez bardzo jej przeszkadzal, ale przestala zwracac na niego uwage, przestala tez drapac brzuch, jakos dotrwamy w tym stanie zanim futro odrosnie
tak biednie i zle jak na zdjeciu absolutnie nie jest, ale wizyty w dwoch gabinetach weterynaryjnych z rzedu jak widac wypompowuja wszystkie sily
Madzia, Ty to potrafisz budowac napięcie, już się bałam czytac dalej, oczywiście przyszedł mi do głowy tylko najczarniejszy z czarnych scenariuszy !!!
Wierzę w to, że obejdzie się bez operacji !! Trzymamy kciuki, a Ty poza leczeniem farmakologicznym zaleconym przez weta, częstuj Łobuziarę żurawiną, dosypuj do każdego posiłku albo traktuj jako smaczki. A my z niecierpliwością czekamy na wieści.
Nikusiu, ty wiesz, że dasz radę, więc bez jakiś tam ten tego, szybciutko do zdrowia wracaj;-)
Kamienie pod kontrolą. Zmieniłysmy karmę na Hillsa c/d, kamienie udało mi się wyłapać, wyslac na badanie skladu chemicznego do Niemiec, wyszlo, ze sa to kamienie struwitowe; poza tym zakwaszamy mocz wit. C, daje jej tez ziolowe tabletki Nefro-protect, wszystko z zalecen weta Nika wazy obecnie 33kg, humor jej dopisuje Kamienie 'wychodza' jak chwile się pomoczy w oczku wodnym, za pierwszym razem poszlo falą (zdjęcie niżej... porównajcie wielkość tych największych do paznokcia, aż mi się słabo zrobiło jak pomyslalam, jak to musiało boleć... mam nadzieję, że to, że w momencie wydalania tych akurat kamieni była na 2tygodniowej kuracji rozkurczowym Rowatinexem choć trochę jej to ułatwilo ), ta calosc ze zdjecia, co mnie doslownie przerazilo... za drugim byl to jeden pojedynczy kamyk. Dawalam jej tez gdzies po drodze antybiotyk ze wzgledu na dodatni posiew moczu, byl tez Urosept... Noo i to wlasciwie tyle. Zyjemy, mamy sie calkiem dobrze, kamienie nie uprzykrzaja jej chyba zbytnio zycia, mimo ze to na zdjeciu wyglada przerazajaco
Jejku OGROMNE !!!!!!!!
Biedna Nikusia, musiała się nacierpieć!!
Madzia, ale te kamienie się tworzą cały czas, czy już po wszystkim?
Czy wet Ci powiedział, co było przyczyną tworzenia się tych kamieni? Czy to zalezy od diety, wody?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum